niedziela, 19 maja 2013

Warsztaty kaligrafii japońskiej i Noc Muzeów w CKK

Konnichiha
Dzisiaj relacja z piątku - a sporo się wtedy działo.

O 14:00 grupka zainteresowanych siedziała przy stołach w sali Wydziału Informacji i Kultury Ambasady Japońskiej, oglądając z zaciekawieniem leżące przed każdym kartki, pędzel i kubek z atramentem.
Po przedstawieniu i krótkim wprowadzeniu, każdy dostał wzór kanji lub kany, który miał ćwiczyć.
Ja dostałam "dolinę"  i "szczyt" 峰.
Pod bacznym okiem pani Nozaki Shunkou, mistrzyni szkoły Nozaki Shoin, próbowaliśmy swoich sił w kaligrafii. Nie było to łatwe! Nieźle się namęczyłam próbując "napisać" te kanji.
Po mniej więcej godzinie prób i wyczerpaniu się papieru, dostaliśmy specjalne kolorowe kartki do pisania "na czysto". Każdy pełen strachu i niepewności ("ja to zepsuję, boję się"), do ostatka odwlekał moment ostatecznego napisania podanych kanji. Wreszcie wstrzymując oddech, w pełnym skupieniu pędzle poszły w ruch. 
A tu zdjęcie jak mi to wyszło (nie jestem bardzo zadowolona z rezultatu). Kartka się nieco pogięła, bo musiałam ją zwinąć w rulon i schować do torby.
Na dniach powinny się pokazać zdjęcia robione na warsztatach - ale teraz jeszcze ich nie udostępnili, więc czekamy.
~***~
Po 16:00.
Mam 3 godziny wolnego czasu do kolejnej atrakcji dnia (a raczej wieczora): czyli Nocy w Centrum Kultury Koreańskiej - w ramach Nocy Muzeów.
Spacer, lunch w KFC (czasem trzeba się niezdrowo pożywić), robienie zdjęć stokrotkom i dmuchawcom.

Czas zleciał, idziemy!
~***~
Godzina 19:00. Już na wstępie po wejściu do budynku wita uczestników jeden z organizatorów i zachęca do wzięcia sobie darmowego napoju. Wzięłam to:
Nie wiem dokładnie, jaki był tego skład, ale na pewno czułam kokosowy smak, a na dnie pływały kawałki kokosa. Bardzo dobre, orzeźwiające - w sam raz na ugaszenie pragnienia.
Na 20:00 byłam zapisana na warsztaty malowania masek. Miałam zatem godzinę, żeby się spokojnie porozglądać, pozwiedzać, obejrzeć eksponaty (na zdjęciach dziecięcy hanbok i jakieś lalki)


 Ułożyć swoje imię po koreańsku (udało się!):
I przymierzyć hanbok:


W końcu godzina 20:00. Stoimy przed drzwiami sali K-Art (warsztaty). Przyznam szczerze, że to był decydujący dla mnie moment podjęcia decyzji - po skończeniu warsztatów wyjść i wracać do domu, czy zostać na K-Pop Night, a potem na oglądanie filmów. Wcześniej postanowiłam, że wszystko będzie zależeć od panującej atmosfery - jeśli każdy na każdego patrzył jak na ufo, wtedy rezygnuję z imprezy.
Na szczęście było zupełnie inaczej i zostałam do końca. Stojąc tak przed drzwiami K-Artu, poznałam Karolinę i Olę, dzięki którym później bardzo dobrze się bawiłam \(^_^)/
Ale! Wróćmy do masek. Noszenie takiej maski ma podobno niszczyć złego ducha w nas, czyli po prostu odstresowywać. Samo malowanie na początku odstresowywało, potem - gdy czas zbliżał się ku końcowi - stresowaliśmy się, że nie zdążymy. Zdążyliśmy.

Potem K-Pop Night - rozpoczęta piosenką - a jakże - "Gangnam Style".
K-pop nie jest raczej moją domeną. Mam kilka lubianych piosenek i kilka gdzieś kiedyś słyszałam, ale w większości nie znałam. I nie bardzo podpadło mi do gustu - sporo z nich zaczyna się ciekawie, aż sobie człowiek myśli "o! coś fajnego!", a potem im dalej piosenki, tym jakoś smętniej. Dziwiłam się, jak do takiej powolnej muzyki można tańczyć tak szybko i wykonywać tyle ruchów. Bądź, co bądź... jakoś tańczyłam i bawiłam się całkiem nieźle.
O północy poszliśmy do salki na K-Movie. Wszystkie 3 zaległyśmy na kanapie - a raczej 4, bo dołączył do nas jeszcze Pan Krokodyl:
Dzieci dostały "mleczko" 
(smakowało coś jak mleko ze spritem... po znalezieniu składu doczytałam się, że była to woda gazowana z jakimś syropem kukurydzianym, cukrem, vitaminą C... mleko ze spritem lepiej brzmi c'-')

i sadowiąc się wygodnie na kanapach, poduchach, poduszkach itp. zaczęliśmy oglądać pierwszy film "Wszystko o mojej żonie" - całkiem przyjemny komediowo-romantyczno-dramatyczny.
Nieco gorzej było w przypadku drugiego filmu - ale to wynikało bardziej z moich upodobań gatunkowych, bo nie lubię horrorów, a to był właśnie horror "R-Point" (kto puszcza o 2 w nocy horrory? brrr...), więc zwinęłam się na kanapie i poszłam w drzemkę. Ale film sam w sobie był dobry - co jakiś czas odkręcałam głowę w stronę ekranu i oglądałam, żeby w tych szczególnych, napiętych momentach wtulić twarz z powrotem w kanapę.
O 4:00 cała impreza się skończyła i o 6:30 mogłam wyciągnąć się wygodnie w łóżku i spać.
Na koniec macie kolaż z pocztówek:

Uwaga! Następna notka będzie pewnie napisana już z Anglii ^_^
Mata ne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Banzai! \^-^/
Jest mi naprawdę niezmiernie miło, gdy ktoś zechce zostawić tu swój komentarz. W końcu o wiele chętniej się pisze, gdy ma się namacalne dowody, że ktoś to czyta :)
Doumo arigatou gozaimasu!